W sobotę 16 listopada odbyło XVII Wielkie Dyktando Świdnickie organizowane przez Ligę Kobiet Polskich oraz Miejską Bibliotekę Publiczną w Świdnicy. 34 śmiałków zmierzyło się z arcytrudnym tekstem stworzonym przez Mariolę Mackiewicz. Tematem tegorocznego dyktanda był język jako kod, który służy do przekazywania myśli.

Laureaci zostali wyłonieni w dwóch kategoriach wiekowych.

Wśród pełnoletnich uczestników nagrodzeni zostali:

I miejsce – Tomasz Lewicki ;

II miejsce – Patrycja Wiśniewska;

III miejsce – Wanda Śliwowska.

W kategorii dzieci i młodzieży do lat 18:

I miejsce – Maksymilian Jezierski;

II miejsce – Marek Angierman;

Gratulujemy zwycięzcom!

Na laureatów czekały cenne nagrody: sprzęt AGD, czytnik e-book, wycieczki, bony do Media Expert i EMPiK-u, a dodatkowo wśród wszystkich uczestników rozlosowano zaproszenia do kawiarni i do pizzerii.
W tym roku nagrody ufundowali:
KRAUZE Sp z o.o.
ROMAN KUC – właściciel biura podróży x-wakacje
ANNA SZYWAŁA – właścicielka firmy szkoleniowo-doradczej
ELECTROLUX Świdnica
AMARETTO Gelato Caffe
DIJO PIZZA
oraz INTER MARCHE Świdnica, które zapewniło poczęstunek dla jury.

Zachęcamy do zapoznania się z tekstem dyktanda:

„Pokaż mi swój język, a powiem ci, kim jesteś!” – głosi przytaczane po wielokroć, czasem znienacka lub ni stąd, ni zowąd, porzekadło. Język, ten w przenośni i rozumiany dosłownie, zawsze coś arcyważnego mówi o nas.

Współcześnie doliczono się prawie siedmiu (7) tysięcy kodów językowych, a spośród nich nieomalże dwu (2) tysiącom zagraża anihilacja. Około miliarda ludzi włada chińskim, zaś hindi mówi niecałe czterysta (400) milionów. Trochę poniżej w rankingu uplasowały się: hiszpański oraz język dawnego Albionu, który zangliczył („zangliczył”) w XX wieku naszą mowę. W Papui-Nowej Gwinei zarejestrowano aż 750 dialektów, zaś w RPA mamy do wyboru 11 urzędowych języków, w tym(:) zulu czy afrikaans. Uwagę lingwistów przykuwa slang z rodziny bantu, zwany suahili (swahili), używany niechybnie w Tanzanii i Kenii. Nie od rzeczy jest nierozstrzygnięta kwestia, czy można go nazywać narzeczem.

Korzenie polszczyzny sięgają języka prasłowiańskiego, który wywodzi się ze wspólnoty indoeuropejskiej. Ponadto uznaje się go za hipotetyczny, zrekonstruowany na podstawie procesów historycznych (,) język Słowian. W naszym, jakże różnorodnym, alfabecie występują charakterystyczne dwuznaki, głoski zmiękczone oraz nosówki. To wyróżnia polski inwentarz fonetyczny, a cudzoziemcom przysparza kłopotów artykulacyjnych. Miażdży ich między innymi takie oto(,) naszpikowane spółgłoskami(,) zapytanie: „Cóż potrzeba przygwożdżonemu w leśniczówce, rozhisteryzowanemu z nagła strzelcowi do namierzenia drzemiącego w dżdżysty dzień na chwiejącym się drzewie rozchybotanego cietrzewia?”

Z kolei mnogość samogłosek przypisywana jest choćby francuszczyźnie znanej na 5 kontynentach. Używa się jej we Francji czy Belgii, ale i w niektórych kantonach Szwajcarii, Kamerunie i na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Powszechnie twierdzi się, że jest to, ani chybił, język salonów, artystów i inteligencji, dlatego też jest jednym z oficjalnych języków Unii Europejskiej, a także roboczym kodem w NATO i na forum ONZ. Influencja języka komediopisarza Moliera widoczna jest w zapożyczeniach modowych takich jak: balejaż, makijaż, żorżeta, żabot, bagaż, róż czy negliż, jednak nierzadko, bez żenady, na nie narzekamy, bo można by znaleźć dla nich rodzime synonimy.

Język definiuje nie tylko naszą przynależność narodową, lecz również wskazuje na grupę wiekową czy środowisko, z którym się identyfikujemy. W żargonie uczniowskim „zajarzyć” to skojarzyć, zaś „zrzynanie” oznacza ściąganie. Gwara teatralna szokuje nas „graniem ogonów i halabardników”, którym podpowiada „szeptucha”, czyli suflerka. Najwyższa galeria w teatrze to „jaskółka”, a „fuksówka” bywa czasem heroicznego terminowania studentów. W medycznym slangu „sortownią” nazywany jest SOR, natomiast „pigularz” określa lekarza pogotowia. Więźniowie poskarżą się, że „kat rozdaje z brewiarza”, zatem sędzia orzeka według kodeksu. Jako „bałamut” funkcjonuje psychiatra, a strażnik dekoruje skazańców bynajmniej niebiżuteryjnymi „bransoletkami”. Owe socjolekty, nazywane też profesjolektami, nie tylko utajniają przekaz, ale też powiązane są ściśle z subkulturami.

Pamiętajmy, że poprzez język dokonuje się nasza autoprezentacja, gdyż jest to nie tylko lingwistyczna wizytówka mówiącego, ale nade wszystko wskazówka odnośnie naszego wykształcenia, pochodzenia, kultury i upodobań.

W nawiasach podano fakultatywne warianty zapisu tekstu.