Mirosław Sośnicki – spotkanie autorskie
– Ta książka powstawała zupełnie inaczej, niż dotychczasowe. Spieszyło mi się, nie wiem dlaczego – opowiada o swojej najnowszej książce „Życie przed przecinkiem” Mirosław Sośnicki. Pisarz spotkał się z czytelnikami 27 lutego w Miejskiej Bibliotece Publicznej. Spotkanie prowadziła przyjaciółka pisarza, prezydent Świdnicy Beata Moskal-Słaniewska.
Mirosław Sośnicki, autor powieści: „Wzgórze Pana Boga”, „Astrachowka”, „Miłość, tylko miłość”, „Modżiburki dwa”, sztuk teatralnych, scenariuszy filmowych, mieszka w Jugowicach w Górach Sowich. Na rynku ukazała się właśnie jego najnowsza powieść „Życie przed przecinkiem” – pełna emocji, trudu, własnych doświadczeń. To osobista opowieść o miłości syna do matki, o budowaniu więzi, o trudach, jakie towarzyszą chorobie, o śmierci rodzica.
O mamie, ostatnich wspólnie spędzonych miesiącach, a także procesie powstawania książki, Mirosław Sośnicki opowiadał podczas spotkania autorskiego. – Jesteśmy tutaj, bo przywiodła nas piękna, wzruszająca powieść. Książka o osobie, o której wierzymy, że jest tutaj z nami – mówiła prowadząca spotkanie, wieloletnia przyjaciółka pisarza, prezydent Świdnicy Beata Moskal-Słaniewska.
Wybór prowadzącej nie był przypadkowy. – Czynniki były trzy. Po pierwsze, jeśli otworzycie Państwo książkę na ok. 300-setnej stronie, to znajdziecie fragment poświęcony młodej, energicznej dziennikarce. Około 30 lat temu przyjechała tu z Warszawy, została w Świdnicy. Prowadziliśmy razem redakcję. Gdy po kilku miesiącach radni wprowadzili cenzurę, ja się wycofałem, a Beata zaczęła prowadzić ją sama. Druga rzecz – kiedy przyjechała do Świdnicy, nie było mieszkania. Dostała je później. Zaproponowałem, by zamieszkała u mojej mamy. Po trzecie, bardzo trudno się piszę powieści bardzo osobiste. Napisałem takie dwie – jedną związaną z moim synem Michałem, już u Pana Boga, drugą – o mojej mamie. Napisałem pierwszy rozdział i zaniosłem Beacie do czytania. Wiedziałem, że niezależnie od naszych koligacji bliższych i dalszych, powie, co myśli. To były piękne rzeczy, co dało mi siłę do pisania – opowiadał Mirosław Sośnicki.
Pisarz opowiadał czytelnikom, w jaki sposób powstawała powieść. – Przystąpiłem do wydawania książki i zrobiłem to zupełnie inaczej, niż wcześniej. Zawsze książki, które pisałem, odkładałem po skończeniu na miesiąc, potem czytałem je jeszcze raz i dopiero przekazywałem do obróbki. Teraz zaczęło mi się spieszyć, czułem obecność mamy. Pisałem książkę częściami, dawałem je do korekty. Partiami była też składana. O okładce zaczęliśmy rozmawiać już po napisaniu pierwszej części. Pewne rzeczy, które były dla mnie i dla mamy, zostawiłem. Co mogłem odkryć, odkryłem. Podczas rozmowy Beata zaproponowała, żeby mama znalazła się na okładce. Najpierw myślałem, że to pomysł szalony, ale potem spodobało mi się. Dałem zdjęcie, dostałem kilkanaście projektów. Pracowaliśmy na nich bardzo długo. I myślę, że zrobiliśmy z tego zdjęcia najlepszą okładkę – mówił.
Beata Moskal-Słaniewska opowiadała natomiast o swoich odczuciach po lekturze książki. –Jak zobaczyłam kartki, włączył mi się zmysł korektora i na bieżąco wysyłałam Mirkowi poprawione strony. Potem pomyślałam, że jak się będę skupiać na przecinkach, to nie zaangażuję się w treść. Zostawiłam korektorskie zapędy, zajęłam się treścią. To nie jest książka o umieraniu, ale o miłości mamy do syna, o wymiarze miłości syna do mamy. Poznajemy go wtedy, gdy musimy się z rodzicem pożegnać. To ujmujące poszukiwanie każdej chwili, która pomimo traumatycznej sytuacji, potrafi być tak piękna. Znałam Panią Marię. To była piękna szykowna kobieta, która musiała w życiu wiele unieść i uniosła to wspaniale. Te ostatnie lata spędzane z Mirkiem i jego żoną były okresem pogodnym, okresem spełnienia i radości. Każdy taką historię przenosi trochę na siebie. Napisałam to kiedyś, że zazdroszczę Mirkowi tego długiego pożegnania, czasu na refleksję, powiedzenie sobie wszystkiego oraz tego, jak cenna jest dla nas ta druga osoba. Ja tej szansy nie miałam. Moja mama odeszła nagle. Miała 42 lata, ja – 22. Zostało wiele rzeczy niedopowiedzianych. Do dziś tego żałuję – wspominała Beata Moskal-Słaniewska.
Po spotkaniu nie zabrakło indywidualnych rozmów z pisarzem oraz podpisywania książek.
Foto: mojaswidnica.pl