Przede wszystkim BYĆ

Jak już się raz komuś pomogło charytatywnie, nie ma szans, żeby nie chcieć zrobić tego ponownie” – rozmawiamy z Robertem Korólczykiem, świdniczaninem, członkiem Kabaretu Młodych Panów, inicjatorem świdnickiej akcji „Podziel się”, o tym, jak powstała akcja, dlaczego powinniśmy się dzielić i co daje pomaganie innym.

Zabiegany?

A co? Jeszcze dyszę? [śmiech]. Ale to prawda. Jestem zabiegany. Zresztą jak zwykle. Dzisiaj zaczął się RYJEK 2018 [od red. Rybnicka Jesień Kabaretowa], na której w 2004 roku debiutował pochodzący z Rybnika Kabaret Młodych Panów i to dla nas bardzo ważny przegląd, mocno nas absorbujący.

Oprócz tego, że występujesz w KMP, prowadzisz też karierę solową – jako artysta kabaretowy, ale też jako konferansjer. Jak to robisz, że wystarcza Ci jeszcze czasu na inne działania, jak akcje charytatywne?

Nie wiem. Chyba to wszystko udaje się dzięki temu, że mam wspaniałą, wyrozumiałą rodzinę i świetnych przyjaciół, na których zawsze mogę polegać. Sam niewiele bym zdziałał. Nie da się ukryć, że takie akcje jak „Podziel się” udają się dzięki współpracy wielu działających bezinteresownie osób.

A jak zrodził się ten pomysł?

Też dzięki współpracy. Ja chciałem zawsze zrobić coś dobrego, jakoś się „przysłużyć” społeczeństwu, na przykład pomagać bezdomnym. Akurat wtedy współpracowałem z Mariuszem Kalistą, prezesem stowarzyszenia Pro-Motor, i młodzieżą z prowadzonego przez niego portalu naszaswidnica.pl. Prowadziłem warsztaty dla młodzieży, a oni zajmowali się tematem bezdomności. Dołączyła do nas także Anita Odachowska i tak ze zwykłych przyjacielskich rozmów wyszło, że moglibyśmy coś zrobić razem. A potem udało nam się wciągnąć dzisiejsze podpory akcji – Kasię Maciejewską, Anię Szwec, Basię Sawicką, Rafała Lewickiego i Grzesia Natanka… No, to jest właśnie ten team, bez którego mnie samemu ciężko byłoby przeprowadzić to przedsięwzięcie. Każdy też co roku wciąga kolejne osoby. Pojawiają się nowi świdniczanie, którzy chcą pomagać, a u nas zasada jest taka, że każdy pomaga, tak jak może. Jedni po prostu przynoszą dary, inni je pakują, ktoś obsługuje social media, a ktoś inny robi plakaty. Ktoś koordynuje, a ktoś rozwozi. I praca każdego przy tym projekcie jest tak samo ważna. Jedno nie dzieje się bez drugiego.

Wspomniałeś o rozwożeniu… Chyba nie ma drugiej takiej akcji charytatywnej w Polsce, która jednocześnie jest czymś więcej – trochę wizytą kolędników, trochę odwiedzinami przyjaciół chcących porozmawiać, wysłuchać, przytulić, powiedzieć dobre słowo…

i przede wszystkim BYĆ. Obecność to kluczowe słowo w całej akcji „Podziel się”. Tak sobie założyliśmy od samego początku. Nie sztuką jest zrobić paczkę i podrzucić pod drzwi albo zostawić do odebrania w jakimś miejscu. Prawdziwą sztuką jest zaprzyjaźnić się z obdarowywanymi. Odwiedzić ich, pobyć z nimi, wysłuchać ich, wspólnie zaśpiewać kolędę.

To prawda. Samotność jest straszna, zwłaszcza dla starszych ludzi. A samotność w święta, zwłaszcza Bożego Narodzenia, potrafi być naprawdę nieznośna…

Dlatego właśnie odwiedzamy przede wszystkim starszych samotnych ludzi. Inni ludzie – rodziny, niepełnosprawni, chorzy – mogą liczyć na znacznie więcej wsparcia. Starsze, żyjące samotnie osoby wciąż są w pewnym stopniu wykluczone przez społeczeństwo.

A przecież my też się starzejemy…

Właśnie! Ja jestem zwierzęciem stadnym i gdybym miał być samotnym starszym panem, byłoby to dla mnie nie do zniesienia.

Akcja trwa już pięć lat. W tym czasie odeszło kilka osób, które odwiedzaliście…

Niestety, tak. To smutne. Ale taka jest kolej rzeczy. Tym bardziej cieszę się, że udało nam się przynieść im trochę radości i niezapomnianych przeżyć, póki jeszcze byli na tym świecie.

Co czujesz, kiedy widzisz wzruszenie tych ludzi, gdy ich odwiedzasz?

To jest bezcenne! Ta autentyczna radość, często wręcz zdziwienie, wyrażane na głos, „że nam się tak chciało”, „żeby do takich starych ludzi”… A dla nas to właśnie jest najważniejsze. Paczka paczką. Oczywiście, staramy się, żeby nasze dary spełniały wszystkie potrzeby naszych podopiecznych. Ale najważniejsza dla nich okazuje się po prostu nasza obecność. Często nawet nie zauważają paczek. Liczy się dla nich to, że ktoś o nich pomyślał, że pomyślał „specjalnie” o nich, że do nich przyszedł.

Czy Twoja osoba budzi emocje?

Byłbym fałszywie skromny, gdybym powiedział, że nie. Oczywiście, że tak. Starsi, samotni ludzie, często żyją z telewizorem jako drugim domownikiem. Nie da się ukryć, że kabarety są tak uniwersalne, że emitują je niemal wszystkie stacje. Nietrudno się „zaprzyjaźnić” poprzez ekran z kimś takim jak ja. Zdaję sobie z tego sprawę. Tym bardziej cieszy mnie, kiedy mogę tych ludzi odwiedzić na żywo i pobyć wspólnie z nimi, poczuć ich radość, wzruszenie, które udzielają się też nam wszystkim.

Zaprzyjaźniasz się na żywo z jakimiś podopiecznymi?

No jasne! Do niektórych osób wracamy co roku, a one na nas czekają. Mamy taką panią Wandzię z Kościelnej, która już nie mieszka na Kościelnej. Tam żyła w warunkach urągających ludzkiej godności. A mimo tego nigdy, ale to nigdy nie traciła dobrego humoru. Nie zapomnę, jak jej opiekunka opowiadała nam, że przygarnęła psa sąsiadki, która zmarła, bo było jej go żal. Mimo że sama nie miała kompletnie nic! Tacy ludzie jak pani Wandzia to ludzie przez duże L. Martwiliśmy się tym, jak ona mieszka, ale rok temu odwiedziliśmy ją już w nowym, ciepłym, czystym, świeżo wybudowanym mieszkaniu. To było naprawdę piękne!

No i pani Wandzia zawsze każe Ci przynosić kopalnioki…

[śmiech] No, tak! Bez nich nawet nie mam prawa się u niej pokazać. To takie śląskie cukierki anyżowe, które ona pamięta z dzieciństwa i kojarzą jej się ze mną. W końcu jestem śląskim kabareciarzem!

A jak doszło do tego, że śląski kabareciarz pomaga samotnym starszym ludziom i potrzebującym pomocy rodzinom na Dolnym, a nie Górnym Śląsku?

Serce mi tak podyktowało [śmiech]. Dosłownie! Trafiłem do Świdnicy z miłości. I tu już zostałem. Pracowałem nawet przez jakiś czas w Strefie Płatnego Parkowania. A potem nagle udało się coś osiągnąć z Kabaretem Młodych Panów i tak żyję między Dolnym a Górnym Śląskiem, póki jeszcze ludzie chcą się śmiać z naszych żartów i póki moja żona i dzieci mają dla mnie jeszcze wyrozumiałość i cierpliwość [śmiech].

Na koniec kluczowe pytanie – tendencyjne: dlaczego warto pomagać?

Warto!

Ale może ktoś z czytelników nie wie, dlaczego…

To może zamiast odpowiedzi zaproponuję coś innego.

Dawaj!

Czytelniku, Czytelniczko – dołącz w tym roku przed świętami do naszej albo jakiejkolwiek akcji charytatywnej. Zamiast czytać, co ja o tym myślę, przekonaj się sam, sama. To wciągające, zaraźliwe i niezwykle satysfakcjonujące zajęcie. Jak już się raz komuś pomogło charytatywnie, nie ma szans, żeby nie chcieć zrobić tego ponownie.

Jak pomóc?

Polub fanpage www.facebook.com/podzielsiezinnymi Tam będą publikowane listy potrzeb podopiecznych. Tam też można napisać prywatną wiadomość, jeśli zna się kogoś, komu trzeba i warto pomóc albo zadeklarować swój wolontariat. Można także po prostu wpłacić dowolną kwotę na konto.

Można również przynieść żywność i środki czystości. Zbiórka prowadzona jest w sześciu miejscach:

Szkole Podstawowej nr 1, ul. Galla Anonima 1

Szkole Podstawowej nr 2, ul. Ofiar Oświęcimskich 30

Miejskiej Bibliotece Publicznej, ul. Franciszkańska 18

Stowarzyszeniu Pro-Motor, ul. Długa 6

Przychodni Weterynaryjnej VETKA, ul. Ks. Jadwigi Śląskiej 1

Energia Fitness Klub, ul. Słobódzkiego 19A

Dary zbierane są od 26.11.2018 do 9.12.2018 r.